Archiwum - Stowarzyszenie Wychowanków Harcmistrza Władysława Skoraczewskiego

Idź do spisu treści

Menu główne

Archiwum

AGITKA

Kiedy kilka lat temu, dokładnie 11 grudnia 1993 roku po raz pierwszy po czternastu latach od śmierci Władka zebraliśmy się na spotkaniu w szkole u Marka Skoraczewskiego, radość, że do takiego spotkania doszło była widoczna na twarzach wszystkich. Było coś niesamowitego a jednocześnie niemal mistycznego w tym pierwszym po latach spotkaniu, kiedy nagle poczuliśmy w sobie zapomnianą już, a raczej uśpioną więź, jaka  łączyła nas w czasach Zespołu. To jest coś takiego co czuje się tylko do osób najbliższych z którymi odnajdujemy się po długim  rozstaniu.
Entuzjazm pierwszego spotkania a także następnych, kiedy przypominaliśmy sobie wspólne śpiewanie i poznawaliśmy się w nowych “dorosłych” wcieleniach, spowodował, że zaczęliśmy myśleć o zorganizowaniu się  i dokonaniu jeszcze wspólnie nowych zamierzeń. Zaczęliśmy marzyć o wspólnym koncercie, na którym pojawią się wszystkie pokolenia wychowanków Władka. W międzyczasie organizowaliśmy wspólne zabawy, sylwestry i wyjazdy w plener. Jedne bardziej udane, inne mniej ze względu na zróżnicowaną frekwencję, dały nam jednak do myślenia, że nasze marzenia o wielkim galowym koncercie są na tyle nierealne co naiwne. I to nie tylko ze względu na czas jaki upłynął od ostatniego koncertowania z Władkiem, na nasze obowiązki rodzinne i zawodowe, ale przede wszystkim ze względu na brak między nami takiej charyzmatycznej osobowości jaką był Władek.
Co więc można było zrobić, żeby ten nasz zapał wykorzystać dla wspólnej przyjemności spotykania się i poczucia przynależności do wielkiej rodziny Władka?  W grupie osób najczęściej spotykających się postanowiliśmy zainicjować przedsięwzięcie zorganizowania Jubileuszowego Zjazdu byłych członków Zespołu. A więc dotrzeć do możliwie jak największej liczby wychowanków Władka  i przedstawić im ideę zawiązania organizacji a właściwie towarzystwa wzajemnej adoracji w tym pozytywnym znaczeniu, że w towarzystwie takim czulibyśmy się znowu razem i moglibyśmy wzajemnie sobie pomagać. Powołaliśmy i zarejestrowaliśmy Stowarzyszenie Wychowanków hm Władysława Skoraczewskiego. To jest początek, który umożliwia nam zorganizowanie niniejszego Zjazdu. Chcielibyśmy stworzyć społeczność ludzi wzajemnie się kochających i rozumiejących. Właściwie to już jesteśmy taką społecznością. Przecież każdy z nas spotykając na swej drodze kolegę czy koleżankę z Zespołu i to niezależnie od tego, czy byli w jednym czy też w różnych okresach czasu, czuje tę samą więź i jest w stanie bezinteresownie służyć pomocą. To właśnie zaszczepił nam Władek i to jest największa wartość jaką wynieśliśmy z Zespołu. Teraz po latach rzeczywiście każdy z nas w zakresie własnych możliwości które w międzyczasie zdobył, jest w stanie coś zaoferować. I z pewnością zrobi to z ochotą wiedząc, że może również na taką pomoc liczyć. Są wśród nas specjaliści różnych dziedzin, lekarze, nauczyciele, artyści, biznesmani.  Jest nas wychowanków Władka tysiące. Mamy swoje rodziny, dzieci, problemy. Możemy sami uwrażliwić się na cudze troski i za przykładem Władka oddać innym cząstkę siebie. To jest niepowtarzalna szansa dla nas wszystkich.
Założenia programowe Stowarzyszenia są przejrzyste. Udział członków jak i Zarządu jest całkowicie bezinteresowny. Stowarzyszenie jest apolityczne. Jakiekolwiek fundusze zebrane w czasie imprez, ze składek lub z ewentualnych dotacji będziemy wspólnie rozdzielać na najważniejsze wspólne potrzeby. Uczestnicząc w Stowarzyszeniu będziemy w stałym kontakcie. Łatwiej nam będzie organizować imprezy które tak lubimy i wspomagać się na codzień w ważnych dla nas sprawach. Będziemy w stanie oficjalnie ustosunkowywać się do prób zawłaszczania sobie naszej historii, tradycji i dobrego imienia Władka przez zespoły czy organizacje usiłujące udowadniać  swoje “korzenie”.  Chcemy też jak najprędzej doprowadzić do odsłonięcia tablicy pamiątkowej w Teatrze Wielkim poświęconej Władkowi. Zapraszamy więc do udziału Was wszystkich. Wspólnie jeszcze napewno coś niecoś zrobimy.


Wojtek Grzymała-Siedlecki
(1998)


wszędzie nas pędzi, wszędzie gna harcerska dola radosna....


Minęło już ponad pół wieku od czasu, gdy Harcerski Chór Mieszany pod dyrekcją hm Władysława Skoraczewskiego - artysty Opery Warszawskiej a dla nas po prostu “Władka” - zaśpiewał pierwszy raz tę piosenkę. Nikt wtedy nie przewidywał, że tak zacznie się wielka przygoda setek młodych ludzi.
Był rok 1945. Pierwsi członkowie chóru to młodsi koledzy Władka z Szarych Szeregów. Pierwsze próby chóru odbywały się w małej salce przy ul. Skaryszewskiej gdzie przychodziła młodzież z Pragi i Grochowa. Druga grupa to młodzież śródmiejska, dla której próby odbywały się przy ul. Wiejskiej. Mimo trudności lokalowych, komunikacyjnych, repertuarowych (brak nut) chór rozrastał się bardzo szybko. Odbywały się również próby zespołu tanecznego. Było to możliwe tylko dzięki niezwykłej pasji z jaką Władek przystąpił do pracy z chórem. Jego zamiłowanie do muzyki, wspaniała atmosfera jaką umiał stworzyć oraz przekonanie, że odniesiemy sukces, trafiały do młodych zapaleńców i zachęcały do pracy.
I już w roku 1946 “Harcerski Zespół ´Pieśni i Tańca”  wyruszył z koncertami na Warmię i Mazury. My pierwsi po wojnie dotarliśmy na te tereny z piosenkami z Powstania Warszawskiego, piosenkami harcerskimi, pieśniami ludowymi. Pierwsze sukcesy, czasem porażki. Ale entuzjazm nie słabnie. Władek całą uwagę  skupia teraz na chórze (rezygnuje z zespołu tanecznego). Powiększa się repertuar, jest coraz ambitniejszy. Z czasem  przenosimy się z ul. Wiejskiej  do Domu Harcerza przy ul. Myśliwieckiej a po latach do teatru “Roma” - ówczesnej siedziby Opery Warszawskiej - miejsca pracy zawodowej Władka. Jesteśmy już “Stuosobowym chórem ZHP” a następnie “Reprezentacyjnym Zespołem ZHP”. I znów wyruszamy na wędrówkę po kraju.
Objechaliśmy Warmię i Mazury, Ziemie Odzyskane, wszystkie miasta wojewódzkie oraz wiele miast, miasteczek i wsi, których nie sposób wszystkich wymienić. Koncertowaliśmy w pięknych salach, na scenach teatrów, w ciasnych salkach, w muszlach koncertowych, na stadionach, a czasami za tło dekoracyjne wystarczał nam fronton budynku lub stodoły.
Repertuar był bardzo urozmaicony. Śpiewaliśmy m.in. wiązankę walców Straussa, pieśń żebraków z “Króla Włóczęgów” Frimla, Tarantellę Winklera, wiązankę pieśni włoskich, piosenki czeskie i wzruszające słuchaczy piosenki lwowskie - wówczas zakazane. Publiczność przyjmowała nas bardzo życzliwie i spontanicznie. Dodatkowym “koncertem” był przemarsz chóru ulicami miejscowości, w których występowaliśmy. Nasze pieśni marszowe, które wzbudzały entuzjazm przechodniów i gromadziły mieszkańców na balkonach i w oknach budynków to m.in. “Marsz Polonia”, “Wąwóz Samosjerry”, “Ułańskie czako”, “Glory, Glory Alleluja”. Nagradzano nas burzą oklasków, czasem wręczano kwiaty.
Koncertowaliśmy również w Warszawie. Jednym z większych wydarzeń było prawykonanie Kantaty Powstańczej A.Panufnika z orkiestrą symfoniczną pod dyrekcją Witolda Rowickiego. Śpiewem naszego chóru rozbrzmiewał również kościół P.P.Wizytek, gdzie wykonywaliśmy kolędy, pieśni wielkanocne oraz słynne wielkopiątkowe Oratorium Męki Pańskiej, z udziałem artystów Opery Warszawskiej - uroczej Krystyny Brenoczy, Michała Szopskiego, Kazimierza Poredy i oczywiście “naszego” Władka. Chór “obsługiwał” również śluby kościelne swoich członków.
Lata czterdzieste były pasmem sukcesów naszego chóru. Niestety zaszczyt reprezentowania ZHP nie potrwał długo. Na skutek przemian politycznych w kraju doszło do rozwiązania ZHP. Nie mieliśmy już kogo reprezentować.
Nie było to jednak przeszkodą dla Władka. Zespół istniał dalej i koncertował!! Kilka razy zmienialiśmy “szyld” - “Służba Polsce”, “Związek Zawodowy Budowlani”, agencja “Artos”. Ostatnie nasze występy pod szyldem “Artosu” to udział w 1951 r. w Festiwalu Muzyki Polskiej, w 1952 r. - w 80 rocznicę śmierci Stanisława Moniuszki - udział w koncertowym wykonaniu “Halki”. Obydwa koncerty odbyły się w Filharmonii Warszawskiej (wzmianka o powyższych koncertach zamieszczona jest w albumie “Filharmonia w Warszawie 1901-1976” autorstwa Mariana Gołębiowskiego).
Lata płyną, znów mamy ZHP, ale my z uwagi na wiek nie mamy już szans na występy w barwach harcerskich.  A co na to Władek? Zaczyna wszystko jeszcze raz od początku. Pierwszymi członkami nowo tworzonego chóru jest grupa harcerek z Liceum im. Hoffmanowej. Wprost nie do uwierzenia jest w jak krótkim czasie powstaje Centralny Zespół Artystyczny ZHP skupiający początkowo chór młodzieży starszej i zespół muzyczny, póżniej harcerską orkiestrę symfoniczną i chór dziecięcy. Siedzibą Zespołu jest początkowo teatr “Romy” a następnie, po zakończeniu odbudowy  Teatr Wielki Opery i Baletu, który obejmuje patronat nad Zespołem.
Władek miał w sobie jakąś niezwykłą siłę przyciągania młodzieży do tak wspaniałej sprawy jaką jest muzyka i śpiew. Lata 1957-1979 to znakomity okres w działalności Zespołu. Wędrówki po kraju z koncertami, obozy z koncertami dla wojska, udział w przedstawieniach operowych, wielokrotne występy w Filharmonii Narodowej, udział w festiwalach muzycznych, koncerty w Łazienkach Warszawskich, wyjazdy zagraniczne (m.in. występ w telewizji berlińskiej) i wiele innych cieszących się ogromnym powodzeniem występów.
I wreszcie Kudowa Zdrój. Pierwszy Festiwal Moniuszkowski zainicjowany przez Władka. Prasa tak pisała: “....dowództwo artystyczne Festiwalu spoczywało w rękach hm Władysława Skoraczewskiego...” “...cała artystyczna strona I Festiwalu Moniuszkowskiego spoczywała na barkach (czy raczej na smyczkach i trąbkach) harcerskiej orkiestry symfonicznej i chóru...”
Potem V Festiwal Moniuszkowski i niezapomniane “Widma”. Reżyserem i kierownikiem muzycznym był oczywiście Władek. Było to tak wielkie wydarzenie muzyczne, że “Widma” były potem parokrotnie powtarzane: w amfiteatrze w Kielcach i w Kudowie, a w wersji koncertowej w Filharmonii Narodowej. W festiwalach moniuszkowskich brała udział wraz z nami cała plejada solistów Opery Warszawskiej co może świadczyć o poziomie, jaki reprezentował nasz Zespół.
To stało się niespodziewanie. Harcmistrz Władysław Skoraczewski zmarł nagle 2 stycznia 1980 roku.
Katastrofa. Władek Nie żyje. Wszystkim wydaje się że to już koniec. Mimo wielu wątpliwości bierzemy się jednak do pracy. Realizujemy wcześniejsze zobowiązania Zespołu względem Teatru Wielkiego i Filharmonii Narodowej. Przygotowujemy premierę “Cyganerii” i bierzemy udział w pierwszym wykonaniu w Krakowie “Jutrzni” Pendereckiego. Latem jedziemy na obóz do Kudowy a komendantem i naszym nowym “szefem” jest druch Henryk Kośla. Po wakacjach pałeczkę przejmuje Romuald Miazga. Z nim przygotowujemy Jubileusz 35-lecia Zespołu podczas którego w dniu 15 grudnia 1980 r. zostaje nadane Zespołowi imię Władysława Skoraczewskiego.
Pod nazwą: Centralny Zespół Artystyczny ZHP im. Władysława Skoraczewskiego działamy jeszcze do roku 1983 zdobywając m.in. na festiwalu piosenki harcerskiej w Kielcach najwyższe wyróżnienie - “Złotą Jodłę”.
I właściwie jest to już koniec istnienia Zespołu. Mimo kilku podejmowanych  prób nie znalazł się nikt, kto umiałby połączyć pracę artystyczną z wychowawczo-harcerską, nadać tym sprawom właściwych proporcji a jednocześnie utrzymać na wodzy własne ambicje. Pewnie dlatego, że Władek był niepowtarzalny. To nie była tylko praca artystyczna. Było też, może przede wszystkim, tak rzadko spotykane wspaniałe porozumienie z młodzieżą i wrażliwość na jej problemy.
O Władku i Jego wychowankach można by mówić i pisać bardzo długo. Jego życie było barwne, niezwykłe. Zrobił tak wiele, że mogłoby to stanowić bogaty materiał do napisania Jego biografii.
Może się kiedyś tego doczeka?

Irena Bondel (1998)



"...jako stary harcerz-miałem wtedy 25 lat-nie mogłem porzucić tak nagle organizacji, wktórej nauczyłem się żyć. Postanowiłem zrobić coś dla niej i dla jej młodych członków. Wpadłem na pomysł zorganizowania harcerskiego chóru. Trwało to kilka tygodni..."

I tak się zaczęło. Skoraczewski werbował do zespołu przede wszystkim swoich dawnych kolegów harcerzy. Do zespołu, który podczas swojego pierwszego występu na I Zjeździe Instruktorów Harcerskich w gmachu Rady Ministrów w październiku 1945 roku liczył tylko po kilka osób w każdym głosie. Również program który zaprezentowali nie był zbyt obszerny, trzy pieśni: "Rozszumiały się wierzby płaczące", "Serce w plecaku" i wiązanka harcerskich piosenek. Program tak się podobał że musiano bisować. Zespół otrzymał na ręce Władysława Skoraczewskiego gratulacje od obecnego na zjeździe premiera. Był to pierwszy sukces i doskonały doping do pracy.W 1948 roku, kiedy chór mieszany złożony ze starszej młodzieży miał za sobą wiele koncertów, Skoraczewski postanowił założyć chór dziecięcy. Trwało to dosyć długo. Dzieci początkowo przybywało niewiele, doszły kłopoty z repertuarem, bowiem nie było nut (większość materiałów zaginęła w szarudze wojennej). Robiono więc opracowania, proszono o komponowanie dla zespołu.Podczas gdy chór dziecięcy organizowano, chór mieszany zaczynał się prezentować poza granicami stolicy. Na przestrzeni lat 1946-1948 brali udział w akcji harcerskiej "Warmia-Mazury". Wspomnienie tych koncertów obrosło już legendą. Byli pierwszym zespołem po wojnie, który śpiewał na tych terenach. Docierali z koncertami nawet do malutkich wiosek; nie wszędzie jednak przyjmowano ich życzliwie. Czasem na koncert przychodziło niewiele osób, były gwizdy, złośliwe uwagi, a raz zdarzyło się że przez cały koncert, od początku do końca, panowała głucha cisza. Dochodziły jeszcze kłopoty natury organizacyjnej. To że podróżowali po kraju wagonami przeznaczonymi dla bydła, to normalne, bo nie było taboru kolejowego. Na Warmii i Mazurach mieli natomiast problemy z wyżywieniem, bo czasem nie chciano im nic sprzedać. Zdarzało się, że na kolację mieli śpiew i ognisko. I wtedy cudownym kompanem okazał się druh Władek. Umiał stworzyć rodzinną atmosferę przy ognisku. Podsuwał piosenki do śpiewania, opowiadał o przedwojennej Warszawie, Powstaniu Warszawskim. Zapominano wtedy, że burczy w brzuchu. Ale mieli też czasem tego dość.W Warszawie śpiewali na różnych koncertach. W każdą niedzielę na mszy świętej w kościele Sióstr Wizytek obok Uniwersytetu Warszawskiego. Z okazji różnych uroczystości, choćby na imprezach noworocznych w Pałacu Kultury i Nauki w ramach akcji "Dzieci - dzieciom". Podczas wakacji letnich jeździli na obozy z koncertami. Objechali całe Ziemie Odzyskane; śpiewali w Sopocie, Gdańsku, Koszalinie, Ustce, Szczecinie, Starogardzie. W zachodniej części kraju dotarli do Wrocławia, Legnicy, Kudowy Zdroju, Świdnicy, Wałbrzycha. Przy okazji zdobyli kilka harcerskich sprawności górskich. Zespół rozrastał się. Chór mieszany liczył już 80 osób, dziecięcy około 20. I wtedy w 1957 roku Skoraczewski postanowił zorganizować orkiestrę symfoniczną. W przeciwieństwie do chórów, w których śpiewali amatorzy, w orkiestrze grali - można powiedzieć - zawodowi muzycy. Byli to bowiem uczniowie szkół muzycznych, a czasem nawet studenci Państwowej Wyższej Szkoły Muzycznej. Powstanie orkiestry przyczyniło się do znacznego wzrostu liczby członków zespołu. Orkiestra zwiększyła również możliwości repertuarowe zespołu, grano nie tylko utwory instrumentalne, ale razem z chórem mieszanym wykonywano poważne pozycje wokalno - instrumentalne. Pod koniec lat pięćdziesiątych Główny Zarząd Polityczny LWP zwrócił się do hm. Skoraczewskiego z prośbą o koncerty dla wojska. Propozycja przypadła do gustu i druhowi i członkom zespołu; dużym przeżyciem było zwiedzanie jednostki wojskowej a najstarsi członkowie zespołu jeszcze pamiętają smak żołnierskiej grochówki.Występowali wszędzie: w ogromnych i pięknych salach Teatrów (Warszawa, Moskwa), w świetlicach wiejskich i żołnierskich, a także pod gołym niebem (w lesie, w górach, na plaży, na polanie). Przyjmowano ich też różnie, jednak na każdym kroku czuwał druh Władek; pilnował wszystkiego: spania, jedzenia, transportu, prowadzenia prób i koncertów. W tym wszystkim miał jeszcze czas na żarty i wspólne zabawy ze swoimi harcerzami. Stworzył z tego zespołu jedną wielką rodzinę o wspaniałej atmosferze. Był dla nich ojcem i starszym bratem. W roku 1961 Władysław Skoraczewski i dyrektor uzdrowiska w Kudowie Zdroju organizują Festiwal Pieśni Stanisława Moniuszki. Pierwszy festiwal trwał od 15 do 22 lipca 1961 r. Wystąpili w nim soliści, harcerska orkiestra symfoniczna i chór mieszany. Koncert inauguracyjny poprowadził harcmistrz Władysław Skoraczewski. Wykonano wtedy między innymi Mazura z opery "Straszny Dwór" oraz kilka pieśni. W późniejszych latach CZA ZHP brał udział jeszcze sześć razy w tym festiwalu. Na długo pozostanie w pamięci mieszkańców i gości Kudowy Zdroju pobyt warszawskich harcerzy w 1966 roku z okazji Jubileuszowego V Festiwalu. Wykonali wtedy Sonety Krymskie oraz kantatę "Widma" opartą na tekście II części Dziadów Adama Mickiewicza w reżyserii Władysława Skoraczewskiego. Od tego czasu "Widma" weszły na stałe do programu CZA ZHP. "Widma" pozostawiły niezapomniane wrażenie po wykonaniu w Kielcach na Harcerskim Festiwalu Kultury Młodzieży Szkolnej w roku 1978. Koncerty odbywały się w nocy na Kadzielni, zespół miał więc wspaniałą atmosferę i oprawę plastyczną. "Widma" były wykonywane przez CZA ZHP na Kieleckim Festiwalu Kultury Młodzieży jeszcze dwukrotnie. Obok organizacji Festiwalu Moniuszkowskiego druga wielka sprawa to koncerty chopinowskie pod pomnikiem w Łazienkach Królewskich. Dzięki inicjatywie Władysława Skoraczewskiego i Mieczysława Nowakowskiego (dyrygenta harcerskiej orkiestry symfonicznej) przyjęto propozycję udziału orkiestry w inauguracyjnych koncertach przy pomniku Fryderyka Chopina. Po raz pierwszy, 1 maja 1967 roku koncert e-moll Fryderyka Chopina wykonany został z towarzyszeniem harcerskiej orkiestry symfonicznej. W Łazienkach Królewskich harcerzewystępowali także w Teatrze na wyspie. Były to zwykle koncerty niedzielne, na które warszawiacy chętnie przychodzili. Wszystko to dzięki inicjatywie niestrudzonego i niezastąpionego druha Władka. Na przestrzeni trzech lat począwszy od 12.02.1971 roku wystąpili aż dziewięć razy w Filharmonii Narodowej, prezentując wysoki poziom przygotowania zespołu; dyrektorzy zawsze byli zadowoleni z tej współpracy, a zespół miał satysfakcję z występów na bardzo dobrej estradzie i często pod znakomitą batutą. CZA ZHP współpracował również z Teatrem Wielkim. Od powstania zespołu w 1945 roku harcerze korzystali z jego gościny i opieki. Występowali w takich spektaklach jak: "Kawaler srebrnej róży" Straussa; "Persefona" Strawińskiego; "Carmen" Bizeta; "Dziadek do orzechów" Czajkowskiego; "Tosca" i "Cyganeria" Pucciniego; "Borys Godunow" Musorgskiego; "Król Roger" Szymanowskiego; "Pasja" Pendereckiego i wiele, wiele innych. Zespół wspomagał także swym udziałem Teatr Dramatyczny "Zabobon, czyli krakowiacy i górale" Bogusławskiego. Ale tak naprawdę to najlepiej śpiewało się na obozach. Ognisko i obóz to to co młodzi artyści lubią najbardziej. Tam zawiązywały się przyjaźnie, paczki. Dzięki druhowi Władkowi młodzi stali się jedną wielką rodziną. Trzeba przyznać, że atmosfera pracy w zespole była w prawdziwie harcerskim stylu. Dowodem były koncerty jubileuszowe, odbywające się co pięć lat; zawsze wspaniałe uroczystości na których zespół prezentował swoje najlepsze pozycje. Najprzyjemniejszym i najbardziej wzruszającym momentem w tych koncertach było tradycyjne wykonanie pieśni "Deszcz jesienny". Śpiewał cały zespół razem z wychowankami siedzącymi na sali jako słuchacze. Dziesięciolecie (ze względów politycznych wiek zespołu postanowiono liczyć od momentu kiedy istniał chór mieszany, dziecięcy i orkiestra symfoniczna) obchodzili 27.11.1967 roku. Koncert galowy odbył się w gmachu Teatru Wielkiego, a zespół otrzymał Odznakę 1000-lecia Państwa Polskiego. 29.02 i 01.03 1972 roku dali podwójny koncert z okazji 15-lecia zespołu. W 1975 roku odbyło się uroczyste 30-lecie; była to wreszcie prawdziwa rocznica, bo w końcu zespół powstał w 1945 roku. W tym samym roku Skoraczewski powiedział: "Zaczynałem z grupką młodzieży; dziś mam w zespole bagatela 400 osób. Nigdy nie przyszło mi nawet do głowy, że będę kierował takim kolosem" "Skoro już o wychowankach mowa, to muszę podkreślić że przez 30 lat uzbierało się ich sporo; sądzę że parę tysięcy".
Śmierć Władysława Skoraczewskiego, człowieka którego całe środowisko muzyczne i nie tylko muzyczne, darzyło sympatią i szacunkiem wszyscy odczuli jako bolesny cios osobisty. Zmarł 02.01.1980 roku nie doczekawszy się Jubileuszu 35-lecia. 05.01.1980 roku członkowie CZA ZHP stanęli jako warta honorowa przy wystawionej w Teatrze Wielkim trumnie swojego twórcy, wieloletniego przewodnika, dyrektora i przyjaciela. W jedenaście miesięcy później, 15.12.1980 roku o godzinie 19.00 w sali Teatru Wielkiego odbył się uroczysty koncert z okazji 35-lecia CZA ZHP. Ukoronowaniem części oficjalnej było nadanie zespołowi imienia Władysława Skoraczewskiego oraz wręczenie Krzyża "Za Zasługi dla ZHP". Koncert był naprawdę wspaniały i wzruszający; wszyscy obecni na sali byli bardzo poruszeni. Zabrakło niestety tej najważniejszej i najukochańszej osoby - Władysława Skoraczewskiego.

“Dinozaury” jeszcze kilka słów o sobie...

Organizację chóru ZHP rozpoczął dh hm Władysław Skoraczewski w 1945 roku. Początkowo próby harcerzy z praskich drużyn odbywały się przy ul. Skaryszewskiej w gimnazjum J. Jasińskiego. Natomiast harcerze z drużyn śródmiejskich spotykali się w Komendzie Chorągwi Warszawskiej ZHP przy ul. Wiejskiej 17. Po odzyskaniu budynku Naczelnictwa  ZHP przy ul. Łazienkowskiej i oddaniu mostu pontonowego na Wiśle mieliśmy tam wspólne próby członków Chóru z Pragi i Śródmieścia. Przygotowywaliśmy pieśni partyzanckie, powstańcze, harcerskie, ludowe i religijne. Początkowo jedno lub dwugłosowe, następnie w opracowaniu na cztery głosy.
Śpiewaliśmy na różnych imprezach harcerskich i państwowych już jako Reprezentacyjny Chór ZHP, a także na koncertach w Filharmonii i Operze Warszawskiej. Braliśmy też udział w audycjach muzycznych Polskiego Radia.
W roku 1947 nagraliśmy w wytwórni Record-Fogg czternaście płyt z kolędami wcześniej śpiewanymi na Pasterce w kościele PP Wizytek. W Niedziele Palmowe w tymże kościele śpiewaliśmy Oratorium Męki Pańskiej wg św.Mateusza z solistami Opery Warszawskiej.
W latach 1946-48 organizowaliśmy letnie obozy wędrowne w wagonach kolejowych. Śpiewaliśmy dla ludności zasiedlającej Warmię, Mazury oraz Dolny Śląsk przynosząc polską pieśń na Ziemie Odzyskane.
Uczestniczyliśmy w koncertach Filharmonii dyrygowanych przez A.Panufnika, W.Rowickiego, Z.Górzyńskiego i G.Fitelberga.
Po rozwiązaniu ZHP w roku 1949, dla utrzymania Zespołu, Władek zgłosił udział naszego chóru do Organizacji “Służba Polsce”. W okresie letnim jeździliśmy po całej Polsce śpiewając dla junaków Hufców Pracy.
Kontynuacją naszej działalności była współpraca z Artosem. W okresie letnim ze zmienionym repertuarem jeździliśmy po Polsce z koncertami, w których również brali udział artyści Opery. Śpiewaliśmy teraz melodie z oper, operetek, walce Straussa, tarantelle, wiązanki pieśni włoskich i wiele innych.
W latach 50-tych członkowie pierwszego, najstarszego chóru ZHP dorośli, przekroczyli wiek harcerstwa młodzieżowego, rozpoczęli pracę zawodową, studiowali, założyli rodziny i praktycznie poza sporadycznymi spotkaniami Zespół nasz, przez który przewinęło się co najmniej 180 osób, zawiesił działalność.
Obecnie od sześciu lat z inicjatywy dh Andrzeja Rudnickiego i jego żony Zofii spotykamy się stale, raz w miesiącu, w domu Zosi Rudnickiej. Na te nasze spotkania przychodzi 40 - 60 osób a na opłatek nawet 80. Śpiewamy nasze dawne piosenki tak jak je pamiętamy. Z płyt gramofonowych Fogga odtworzyliśmy układ czterogłosowy kolęd z 1947 roku i śpiewamy je w okresie świąt w kościele PP Wizytek.
W 1994 roku z okazji 50-tej rocznicy Powstania Warszawskiego wydaliśmy śpiewnik “Szarych Szeregów” wraz z kasetą z pieśniami harcerskimi i żołnierskimi z okresu okupacji i Powstania.
W 60-tą rocznicę Zlotu ZHP w Spale w 1935r. uczestniczyliśmy w zlocie Harcerskich Klubów Seniora. Na tym spotkaniu postanowiliśmy uczcić 50-tą rocznicę powstania naszego Reprezentacyjnego Chóru ZHP. W związku z tym zorganizowaliśmy w Kampinosie Zlot, na który zjechali członkowie chóru w liczbie 55 osób, w tym kilkoro ze Szwajcarii i Kanady. Od tego zlotu corocznie organizujemy takie spotkania.


opracowali: Maciej Dobrzyński i Zdzisław Sołtys
(1998)

Dlaczego Władek?

Dlaczego tyle pokoleń, tyle różnorodnych charakterów ludzi pochodzących z tak różnych środowisk łączy coś, co niezaprzeczalnie każdy z nas utożsamia z postacią Władka?  Zarówno Jego rówieśnicy, którzy zaczęli razem z Nim tą wielką przygodę, jak i każde następne pokolenie, które wychowywało się pod Jego wpływem, zgodni są co do tego, iż pewne uniwersalne wartości takie jak miłość, przyjaźń, życzliwość i poszanowanie drugiego człowieka wynieśli właśnie z okresu obcowania z Nim na codzień. Z pewnością pokolenie wyrosłe w czasach wojny i okupacji, w czasach walki o wolność i niepodległość, miało największe trudności z przejściem do porządku nad nową rzeczywistością jaka zaistniała po zakończeniu wojny i nowym podziale wpływów w Europie. Ale człowiek tak energiczny i przekonany do swej misji jak Władek musiał szukać drogi do realizacji swych planów właśnie w tej nowej rzeczywistości. Wiele osób miało Mu za złe że wstąpił do partii. Słyszało się głosy, że zrobił to dla własnej kariery. Jakkolwiek by to wtedy nie wyglądało, dziś z perspektywy lat i wiedzy o tym, co zdziałał, możemy chyba jednoznacznie ocenić ten pogląd jako fałszywy. Owszem, Władek  jako śpiewak operowy obdarzony znakomitym basem i talentem muzyczno-aktorskim wszedł na stałe do grona najwybitniejszych polskich artystów. Czy jednak rzeczywiście zrobił karierę? Czy w ogóle miał na to czas? Wiemy przecież, że całe swoje życie poświęcił nam - Zespołowi, który był Jego największym skarbem. I co w tej Jego działalności było najistotniejsze? Czy upowszechnianie muzyki wśród społeczności warmińsko-mazurskiej lub wśród żołnierzy służby zasadniczej, dzięki któremu władze pozwalały Mu na niemal wszystko co chciał przeprowadzić?  Może też ważne, ale na pewno nie tak istotne, jak możliwość zaszczepienia w setkach młodych i nieukształtowanych jeszcze serc umiłowania poprzez wspólne muzykowanie pracy zespołowej i tych najwyższych wartości uniwersalnych, które teraz czuje w sobie każde z nas. Czy kiedykolwiek usłyszeliśmy od Niego czy na co dzień czy też w Jego słynnych mowach przy ognisku chociaż jedno słowo o zabarwieniu politycznym?  Na pewno nie - i to właśnie stanowi o wielkości tego co robił. Jego spryt w zdobywaniu od ówczesnych władz wszystkiego co było potrzebne do egzystencji Zespołu nie miał sobie równych. Owszem, braliśmy udział w różnych imprezach “zaangażowanych”, wykonywaliśmy różne pieśni “okolicznościowe”, ale nigdy nie mieliśmy cienia wątpliwości, że jest to środek do celu a nie cel sam w sobie. Przecież dzięki temu mieliśmy rokrocznie wspaniałe wakacje, zjeździliśmy Polskę wzdłuż i wszerz, poznaliśmy rzeczywistość ZSRR i NRD, a przede wszystkim nauczyliśmy się wspólnie działać i bawić. Były też  indywidualne korzyści. Ilu z nas Władek wyreklamował z wojska, ilu załatwił pracę a ilu pomógł finansowo? To też Mu przecież pamiętamy. Jeśli więc mówimy o “karierze” Władka, o jego stopniach i odznaczeniach, które (nikt chyba nie zaprzeczy) słusznie Mu się należały, to jednoznacznie musimy pamiętać, że były to klucze, a raczej wytrychy do wszystkich drzwi jakie należało otworzyć, żeby działać dalej i robić swoją robotę.
Przez te trzydzieści pięć lat przewinęło się przez Zespół wiele setek młodych ludzi. Jedni odchodzili do swego dorosłego życia, inni przychodzili zaczynając swą wielką przygodę. Władek nie odmawiał udziału w Zespole nikomu, kto miał choćby szczyptę muzycznych uzdolnień. Traktował wszystkich  w jednakowy sposób dając im zawsze maksimum Swoich uczuć i doświadczeń mimo, że z biegiem czasu postawa nowo przybywającej młodzieży pozostawiała wiele do życzenia - choć dla Władka raczej wiele do zrobienia.
Ostatni okres nie był dla Niego zbyt łatwy. Szczególnie ostatni obóz letni dostarczył  Mu wiele goryczy. Widać to wyraźnie w  rozkazie Władka wydanym po powrocie z obozu do Warszawy. Warto przytoczyć jego fragmenty:
“ Warszawa 24.08.1979r......Zakończenie obozu. Wreszcie jesteśmy w drogiej sercu Warszawie i kończymy nasz kolejny obóz. Czy był to obóz harcerski...? Odpowiedzcie sobie sami. Nie wystarczy bowiem dobrze śpiewać, dobrze grać, dobrze muzykować, żeby sumować sprawę jako niezwykły pozytyw. Przemyślcie sprawę a zrozumiecie o co mi chodzi. Ale były też i piękne chwile, wzniosłe, wzruszające, tylko wielka szkoda, że było ich tak mało. Rozumiem doskonale Wasz wiek, Wasz sposób bycia, dziewczęcą i młodzieńczą radość. Ale przecież w życiu każdego człowieka, cytuję to za wielką polską pisarką, “istnieje granica, granica której nie wolno bezkarnie przekroczyć” Karę tę jednak wyznacza samo życie. Przemyślcie sprawę i zastanówcie się, jakim ma być nasz Zespół, a może ma go nie być razem ze mną.... Od dalszej Waszej postawy zależy jak ma być. Ale przecież tradycją dawnych lat był to zawsze Zespół o ambitnym profilu i wysokim poziomie artystycznym, zawsze mocny i jednolity, który potrafił odrzucić od siebie to, co niepotrzebne, to, co kalało godność CZA ZHP. Z natury jestem optymistą, ale gdzie są granice tego stanu? Czy możecie ode mnie aż tak wiele wymagać? Czego mam dokonać, żeby zadrgała w Was nuta nie pisana na żadnej pięciolinii - nuta prawdy i uczciwości, nuta prawdziwej postawy harcerskiej? Każdy człowiek pamięta przeważnie tylko chwile piękne i wzniosłe, ale przecież te mniej piękne pozostają i po swojemu kształtują charakter. A ja chcę w Was widzieć prawdziwych młodych ludzi z ambicjami, z orlim lotem wzwyż, z dążeniem do dobra i precyzyjnym odczuciem tego co złe i niedobre. Dotąd u nas zwyciężało dobro. A jak ma być dalej? Odpowiedzi tej żądam od Was. To absolutnie konieczne jeżeli mamy być razem. Tym wszystkim, którzy zasłużyli na miano prawdziwych harcerek i harcerzy serdecznie dziękuję. To bardzo trudno być dobrym wśród złych. Odpowiedzi na te wszystkie problemy będę oczekiwał. Ale czekać nie zamierzam zbyt długo. Rozstając się z Wami życzę przyjemnych wakacji, już tej końcowej ich części, i wszelkiej pomyślności którą sobie wymarzycie.....”
Władek był bardzo rozgoryczony postawą i zachowaniem młodzieży na ostatnim obozie, czemu dał wyraz w przytoczonym rozkazie. Jednak naprawdę nie wierzył w możliwość rozwiązania Zespołu i jak zwykle zaraz po tym rzucił się w wir nowej pracy planując kolejne występy i udział Zespołu w poważnych wydarzeniach muzycznych wierząc, że potrafi dotrzeć do sumień swoich podopiecznych i uczynić z nich kolejne pokolenie wartościowych ludzi.
Jego śmierć zaskoczyła i sparaliżowała nas wszystkich. Wydawało się to po prostu niemożliwe. Jednak Opatrzność wybrała ten moment nie bez powodu. Oszczędziła Mu konieczności określenia się w czasie stanu wojennego, czego z pewnością by Mu nie darowano. I dlatego dziś pamiętamy Go takim, jakim był naprawdę.


Wojtek Grzymała-Siedlecki (1998)


Radiostacja Harcerska 16/12/1980<br />Ze zbiorów Muzeum Harcerstwa

Radiostacja Harcerska 16/12/1980
Ze zbiorów Muzeum Harcerstwa






Co było potem…

Śmierć Władysława Skoraczewskiego zaskoczyła wszystkich. Zespół przygotowywał wiele koncertów, miał zaplanowany udział w znaczących imprezach muzycznych. Po pierwszym szoku trzeba było podjąć ważne decyzje – czy Zespół trwa nadal i pod czyim kierownictwem. Dla nikogo nie było wątpliwości, że musi być kontynuacja. Tym bardziej, że trzeba było wykonać zobowiązania. Jeszcze w dniu pogrzebu nagranie dla Radia w Teatrze Wielkim. Potem 20 stycznia koncert w Teatrze Dramatycznym i 6 maja w Teatrze Polskim. A dalej obóz w Kudowie. Kolejny Festiwal Moniuszkowski z udziałem Zespołu. Koncert młodych talentów (11.07), Milda i Nijoła (12.07), Widma (13.07), koncert z okazji 22 lipca (19.07). Zespołem kierował dh Henryk Kośla, Tadeusz Wojciechowski dyrygował koncertami, Daria Iwińska, Krystyna Wasilewska, Krystyna Stańczak-Pałyga i Henryk Kośla pracowali z chórami.
Wspomina Lidia Matuszewska „…pierwszy obóz bez Władka był pełen nostalgii, zwłaszcza że był to obóz w Kudowie, gdzie wszystko tak bardzo kojarzyło się z Nim. Festiwal Moniuszkowski, koncerty na których prowadzący wspominali Władka... Śpiewaliśmy dla Niego. Ale już bez Niego. Czuliśmy się opuszczeni. Apele bez Jego docinków, ognisko bez Jego gawędy - to już nie było to samo. Wciąż szukaliśmy cienia tamtych dni..”
W kwietniu 1980 roku Główna Kwatera Harcerstwa powołuje na dyrektora Zespołu chórmistrza Romualda Miazgę. Pracę z Zespołem zaczyna jednak dopiero od września przygotowując koncert jubileuszowy z okazji 35-lecia założenia Zespołu przez Władysława Skoraczewskiego. W trakcie koncertu 18 grudnia 1980r. Centralnemu Zespołowi Artystycznemu ZHP nadano imię Władysława Skoraczewskiego. Jednak nie spełniły się oczekiwania członków Zespołu związane z kontynuacją trwania formuły wypracowanej przez Władysława Skoraczewskiego.  
Lidia Matuszewska
…” niestety, bardzo szybko i dość brutalnie zostaliśmy sprowadzeni na ziemię. Już na tym koncercie nowy dyrektor miał nam za złe wykonanie "Deszczu jesiennego" z udziałem byłych członków Zespołu obecnych na widowni. Stało się dla nas jasne, że nie rozumie specyfiki naszej pracy i będzie chciał wprowadzić swoje koncepcje. Jeszcze (18.12) wystawiliśmy we współpracy z "Młodą Filharmonią" Widma w wersji estradowej jako koncert - epitafium poświęcone Władysławowi Skoraczewskiemu.”
Współpraca Zespołu z nowym dyrektorem staje się coraz gorsza.
Lidia Matuszewska
„…próby coraz częściej zamieniają się w utarczki słowne między chórzystami a Romualdem Miazgą, który postponuje dotychczasową działalność Zespołu, określając ją jako "chałturę"a Władka jako hochsztaplera….  …Sam jednak nie miał wielkich dokonań z Zespołem. Parę nic nie znaczących koncertów i swój jubileusz w Filharmonii (10.12.81) po którym czuliśmy do tego stopnia niedosyt "naszego" harcerskiego repertuaru, że wykonaliśmy go bezpośrednio po koncercie na schodach Filharmonii na złość jubilatowi...”
To niezrozumienie przez Romualda Miazgę harcerskiej pracy wychowawczej ujawniło się na dobre na kolejnym letnim obozie w 1981 roku w Zagnańsku.
Lidia Matuszewska
„… konflikty zaostrzają się. Dochodzi nawet do incydentów.Nikt już nie wyobraża sobie możliwości dalszej współpracy z człowiekiem niezrównoważonym, chcącym realizować swoje niesprecyzowane zresztą koncepcje artystyczne krzykiem i niewybrednym słownictwem. O żadnej pracy wychowawczej ani harcerskiej nie ma już mowy. W Zagnańsku okazało się, że musimy bardzo szybko wydorośleć, stać się odpowiedzialnymi nie tylko za siebie ale także za innych członków Zespołu, tych młodszych. Opowiadaliśmy im o historii Zespołu, o Władku, prowadziliśmy zajęcia harcerskie wbrew zaleceniom dyrekcji. Wreszcie (jeszcze na obozie) postanowiliśmy zwrócić się do Kwatery Głównej ZHP o pomoc w rozwiązaniu konfliktu wystosowując pismo - Raport opisujący fakty - do Naczelnika ZHP. Po długich, trwających 8 miesięcy rozmowach KG ZHP postanowiła zawiesić działalność Zespołu. Istnieliśmy więc tylko jako Zespół przy Teatrze Wielkim biorący udział w przedstawieniach operowych. Próby chóru odbywały się sporadycznie. Duża część członków Zespołu odeszła, nowego naboru nie było komu przeprowadzić. Spowodowało to drastyczne zmniejszenie liczebności…”
Główna Kwatera ZHP podejmuje jeszcze jedną próbę uzdrowienia Zespołu, powierzając wiosną 1982 roku kierownictwo CZA ZHP chórmistrzyni Sabinie Włodarskiej.
Lidia Matuszewska
„…początkowo byliśmy pełni nadziei, szybko jednak okazało się że my "starsi" jesteśmy jej niepotrzebni. Sabina zaangażowała się tylko w zespół dziewczęcy wkładając w to cały swój wysiłek. To one zaczęły zdobywać nagrody na festiwalach, stając się jej "oczkiem w głowie". Na pracy wychowawczo-harcerskiej nie zależało jej wcale. Stopniowo opuszczali więc Zespół instruktorzy muzyczni a orkiestra z symfonicznej przeobraziła się w kameralną. Koncerty z udziałem Zespołu i repertuarem harcerskim zdarzały się coraz rzadziej i zanikły zupełnie pod koniec 1983 roku…”
Pod kierownictwem Sabiny Włodarskiej odbyły się jeszcze dwa letnie obozy – w Uniejowie (1982) i w Starachowicach (1983). Zespół niestety nie miał szczęścia. Kolejna dyrektor miała zupełnie inne plany. Z młodszych dziewcząt stworzyła zespół wokalny realizujący jej koncepcje i jej repertuar.
Lidia Matuszewska
„…o działalności artystycznej nie było już mowy. Robiliśmy zajęcia harcerskie z młodzieżą i dziećmi a próby dotyczyły głównie udziału w przedstawieniach operowych. Sabiny Włodarskiej te sprawy nie interesowały. Ona miała już swój chór realizujący jej ambicje artystyczne. Wkrótce zrezygnowała zresztą z nazwy i imienia Władka, nazywając swój Zespół "Alla Polacca". Słusznie zresztą bo z tym co robił Władek i w ogóle z harcerstwem nie ma on nic wspólnego. Może tylko zastanawiać dlaczego z takim uporem podkreśla przy każdej okazji rodowód tego chóru powołując się na 50-letnią historię Zespołu, który doprowadziła do unicestwienia…”
I to już koniec historii CZA ZHP. Nie koniec jednak tego co wpoił swym wychowankom Władysław Skoraczewski. Tych uniwersalnych wartości, jakie dziś przekazujemy naszym dzieciom i wnukom.

Opracowanie na podstawie artykułu Lidii Matuszewskiej „The day after” opublikowanego w biuletynie wydanym z okazji Jubileuszowego Zjazdu Wychowanków hm. Władysława Skoraczewskiego 15 listopada 1998 roku w Muzeum Kolekcji Jana Pawła II w Warszawie. (WGS)

Wróć do spisu treści | Wróć do menu głównego